Z całą pewnością spotkałeś się z hejtem. Nie mogłeś się z nim nie spotkać, bo wokół jest go tyle, że dla każdego starczy. A jeśli jeszcze w dodatku robisz w życiu coś o szerszym zasięgu, to spotykasz się z nim stosunkowo często. Od hejtu można się uzależnić… Wpaść w hejtoholizm.
Książka Michała Wawrzyniaka
zrobiła ze mną przy pierwszym kontakcie dokładnie to, co powinna. Otworzyłem losowo. 212 strona. 3 sekunda lektury i już mi gratulują! Miło, gdy autor zna potencjalnego czytelnika. Jeszcze milej, gdy autor zna się na tym, o czym pisze. Dokładnie takie wrażenie ma się czytając Hejtoholika. Wawrzyniak rozumie i wyjaśnia różnicę między hejterem i trollem. Klasyfikuje hejterów (choć jest to zbiór otwarty). I pokazuje fazy, w których rodzi się „hejtbuster” – człowiek przechodzący stopniowo od strachu po czerpanie korzyści z hejtu.
Uważasz Wykop za internetowy rynsztok? Jesteś idiotą.
Michał wyjaśni ci dlaczego. Bo nie każde miejsce, w którym spotkasz się z hejtem jest złe samo w sobie – musisz zdawać sobie sprawę z tego, że hejt zawsze ma jakąś przyczynę. Naucz się je rozpoznawać, postaw się w sytuacji hejtera, przestań się bać i nie powtarzaj już więcej, że „hejt to norma”. Pewnie nawet nie wiesz, jakie bzdury na temat hejtu masz w sobie zakorzenione.
W Hejtoholiku
nie wszystko mnie przekonuje. Książka jest najeżona historiami o ludziach i roli hejtu w ich życiu prywatnym, karierze… To mocna strona tej publikacji. Jednocześnie nie potrafię się pozbyć wrażenia, że hejtera można jednak czasem po prostu zignorować. Forrest Gump powiedziałby, ze shit happens i biegł dalej. Wawrzyniak koło żadnego hejtu nie chce przechodzić obojętnie. Ma ku temu argumenty, podpowiada metody, jest w tym konsekwentny i wytrwały. Wydaje mi się jednak, ze z hejtem jest trochę jak z deszczem – możemy się przed nim zabezpieczyć, możemy w nim pracować, możemy zbierać deszczówkę i podlać nią później ogródek. Ale czasem lepiej wejść do pubu, zamówić piwo i mieć deszcz za oknem i gdziekolwiek indziej.
Hejtoholik jest pochwałą wytrwałości,
a w tym - uporu w czytaniu. „Samo dokończenie książki jest wyzwaniem – ogromna liczba ludzi nie kończy tego, co zaczyna.” Nie zgadzam się. I mój mentor, poznański profesor językoznawstwa, też nigdy by się z tym nie zgodził. Nie ma gorszego sposobu na stratę czasu, niż kończenie książek, które nie dają przyjemności czytania. Nie zdobywa się wiedzy przez bolesne i mozolne przedzieranie się między stronami. Na szczęście lektura najnowszej książki Wawrzyniaka to wartościowe przeżycie.
PS Specjalne podziękowanie kieruję do współautora zdjęcia głównego do niniejszego wpisu. Serio, bardzo nam miło, że nas odwiedzasz!
PS2 Podziękowania dla wydawnictwa http://onepress.pl/ za udostępnienie egzemplarza demonstracyjnego.